piątek, 2 marca 2018

Traci Chee Czytelniczka. Morze atramentu i złota, Tom I

Książki to osobliwe stworzenia. Potrafią cię uwięzić, przenieść w czasie i przestrzeni - a nawet przeobrazić, jeśli masz szczęście. Lecz tak naprawdę są tylko przedmiotami, złożonymi z wielu kawałków papieru sklejonych lub zszytych razem. Czytelnicy zapomnieli o tej podstawowej prawdzie. Zapomnieli, jak delikatna jest książka.
Jak nieodporna na ogień.
Na wilgoć.
Na upływ czasu.
Na złodziei.”
Traci Chee w książce Czytelniczka (części pierwszej cyklu „Morze atramentu i złota”) przedstawia niezwykłą szesnastoletnią dziewczynkę - Sefię. Obdarzona jest ona nie tylko umiejętnością czytania słowa pisanego dostępną niewielu wybranym, ale również możliwością czytania w przeszłości ludzi z którymi się spotyka.
Jedyną rzeczą jaka została jej po rodzicach jest Książka, nie zwykły zadrukowany przedmiot, ale magiczna księga zawierająca historię i przyszłość wszystkich. Niektórzy powiadali, że za
pomocą zawartych w książce zaklęć można przemienić sól w złoto, a ludzi w szczury. Inni - że godziny wytężonych studiów nad nią pomogą zyskać kontrolę nad zmianami pogody ... lub nawet umiejętność stworzenia własnej armii. O książce powiadano różne rzeczy, ale w jednym wszyscy opowiadający byli zgodni: niewielu potrafi okiełznać jej potęgę.”
Los stawia jej na drodze niemego chłopca z przeszłością, o której bardzo chciałby zapomnieć. Łucznik – imię nadaje mu Sefia - staje się jej nieodłącznym towarzyszem. Razem będą musieli zmierzyć się z piratami i skrytobójcami w poszukiwaniu porwanej cioci dziewczynki.
Drugi wątek związany jest z Lonem, na którego drodze pojawił się wysłannik biblioteki. Posiada on już zdolność Widzenia, ale pragnie stać się adeptem innych elementów Bibliomagi. Do wielu wizji biblioteki Chee dołącza swoją „Zbudowano ją na zboczu góry, ponad wierchami z granitu i doliną wyrzeźbioną przez pradawny lodowiec. Całą północną ścianę tego przybytku wzniesiono ze szkła; drzwi w niej prowadziły do pełnej tarasów szklarni, odbijającej światło słoneczne niczym ogromny pryzmat. Sufit Biblioteki miał kształt kopuły z licznymi witrażowymi oknami i balkonami, na których stały mosiężne posągi zmarłych Bibliotekarzy. Ściany i marmurowe kolumny zawieszono lampami; wszystkie pomieszczenia zalewało światło elektryczne.”
Czytelniczka jet przede wszystkim książką o potędze opowieści. Autorka przenosi nas do barwnie opisanego świata z przekonywującymi postaciami, które rzadko są jednoznacznie dobre lub złe.
Skoro wszystko może być książką, wiedza może się kryć w najmniej oczekiwanych miejscach. Oto wygładzone kamienie rzeczne, układające się w napis na miękkim mchu. Oto linie wykreślone na piasku. Albo wyryte na przewróconej kłodzie drzewa. Napis niemal przesłoniły drobne gałązki i suche źdźbła:
TO JEST KSIĄŻKA.”

piątek, 9 lutego 2018

Trylogia Podpalacze książek Marine Carteron

Autorką Trylogii Podpalacze książek jest Marine Carteron
W części pierwszej poznajemy rodzeństwo Augusta i Cezarynę Marsów, którzy po śmierci ojca trafiają do dziadków. Tam okazuje się że należą do rodziny Strażników sprawującej pieczę nad zapisaną w książkach całą mądrością świata. Są jeszcze Tropiciele, którzy szukają zaginionych dokumentów, oraz Krzewiciele nadzorujący całe Przedsięwzięcie i ujawniający fałszerstwa. Przeciwko nim występuje bractwo Podpalaczy, próbujące zniszczyć księgi i nie dopuścić do ujawniania prawd tam zawartych. Teraz na Augusta przechodzi zadanie odnalezienia najważniejszego elementu Wielkiej Rozgrywki. Staje się nie tylko Strażnikiem ale i Tropicielem.

Na pierwszych zajęciach w nowej szkole August spotyka pana DeVergy który “z egzemplarzem Trzech muszkieterów w uniesionej dłoni, jakby chciał nam wręczyć książkę jako nagrodę, krążył po klasie, nie przestając mówić.
- Kto mi powie, co trzymam w ręku?
Pytanie wydawało się tak banalne, że natychmiast rozbrzmiała radosna kakofonia odpowiedzi.
- Książkę! - zagrzmiało wiele głosów.
- Powieść! - zakrzyknęły inne.
- Trzech muszkieterów Aleksandra Dumas - rzucili co dokładniejsi.
- Cegłę, która zepsuła mi wakacje - dodał ostatni uczeń, wywołując wokół siebie salwy śmiechu.”

Jednak nie tak łatwo uzyskać w klasie odpowiedź czym TAK NAPRAWDĘ jest książka?
Jedna z definicji kładzie nacisk na pojęcie "czytanie", co prowadzi nas do wniosku, że przedmiot materialny
powstały z połączenia kartek i pisma staje się tak naprawdę książką dopiero w chwili, kiedy znajduje czytelnika
a to oznacza, że książka nieczytana nie jest książką!”

"Jakimiż skarbem jest książka! I na jaką niezależność pozwala! Cóż za kompan w godzinie samotności! Jakiej pożywki dostarcza! Jakiego wachlarza informacji jak cudownego widowiska! Cóż za towarzysz wygnania. Książka jest naczyniem wypełnionym wiedzą i finezją, pucharem pełnym powagi i dowcipu ... Pójdźmy dalej, czy widziałeś kiedykolwiek ogród mieszczący się w rękawie, istotę, przez którą przemawiają umarli i która jest tłumaczem dla żywych?
Książka nie wychwala cię ponad miarę, nie jest nudnym towarzyszem. W miarę jak zagłębiasz się w lekturę książki, odczuwasz coraz większą przyjemność, twoja natura się wysubtelnia, język rozwiązuje, słownictwo wzbogaca, twoją duszę ogarnia entuzjazm, a serce wypełnia zadowolenie. Książkę można czytać wszędzie, jej zawartość jest dostępna we wszystkich językach; wbrew odstępom w czasie, oddzielającym epoki, na przekór odległościom między metropoliami, zachowuje ona aktualność". - Słowa te zostały napisane przez arabskiego pisarza Al-Dźahiza pod koniec ósmego wieku, ale przekazu. ją odwieczną prawdę..; Nie możemy żyć bez książek!
Zresztą czy istnieje lepszy argument na poparcie mojej tezy niż to, że Historię oddziela od Prehistorii wynalazek pisma? Przed pismem nie było Historii, jedynie ewolucja biologiczna. Książka, moi drodzy, jest więc elementem niezbędnym do powstania człowieczeństwa.


poniedziałek, 13 listopada 2017

Margaret Atwood Opowieść podręcznej

Margaret Atwood Opowieść podręcznej

Kolejna książka przedstawiająca apokaliptyczną wizję przyszłości. Świat w którym czytanie jest całkowicie zakazane. Język znaków jest wszechobecny - na szyldach zamiast nazw pojawiają się tylko obrazki.
Pamiętam rozmieszczenie budynków za Murem w czasach, kiedy był to uniwersytet, mogliśmy się tam wtedy swobodnie poruszać. Od czasu do czasu i teraz chodzimy tam na Kobiece Wybawienia. Większość budynków też jest z czerwonej cegły - niektóre mają łukowate odrzwia przypominające styl romański, z dziewiętnastego wieku. Teraz już nas do tych budynków nie wpuszczają, ale kto by chciał tam wchodzić? Te budynki należą do Oczu. Może jest w Bibliotece, gdzieś w podziemiach. Wśród regałów Biblioteka przypomina świątynię. Długi szereg białych stopni prowadzi do rzędu drzwi. A potem, wewnątrz, znów białe schody, na górę. Po obu stronach, na ścianach, anioły. I mężczyźni walczący albo zabierający się do walki. Są czyści i szlachetni z oblicza, a nie brudni, zakrwawieni i śmierdzący, jacy musieli być w rzeczywistości. Po jednej stronie wewnętrznego korytarza Zwycięstwo, które prowadzi ich naprzód, po drugiej - Śmierć. Jest to malowidło ścienne dla upamiętnienia jakiejś wojny. Ludzie, znajdujący się po tej samej stronie co Śmierć, są w dalszym ciągu żywi. Idą do nieba. Śmierć jest przedstawiona jako piękna kobieta, ze skrzydłami i z jedną piersią niemal nagą - czy może to właśnie jest Zwycięstwo? Nie pamiętam. Tego nie mogli zniszczyć.” I w tym opisie jak wcześniej w Metrze biblioteka jawi się jako miejsce szczególne. Tylko dlaczego ludzie dostrzegają wartość dopiero po stracie? Co musi się stać żeby biblioteki znowu zapełniły się czytelnikami?
Opowieści poręcznej nie są książką o czytaniu raczej o relacjach międzyludzkich i co z nich zrobiono w autorytatywnej przyszłości rządzonej przez tajemnicze Oko. Nie ma w tej wersji przyszłości miejsca na jakiekolwiek uczucia. Ale czy człowiek jest w stanie od nich uciec? Czy na prawdę można wyprać się z odczuwania czegokolwiek? Chyba nie gdyż bohaterką i Komendanta zaczyna łączyć bardzo subtelna nić pełna niedopowiedzeń, aluzji i czegoś ulotnego.
Odchyla się do tyłu, czubki palców złączone, znam dobrze ten gest. Mamy już cały repertuar takich znajomych gestów, takich poufałości. Patrzy na mnie nie bez życzliwości, ale zarazem z ciekawością, jakbym była łamigłówką do rozwiązania. - No, co dzisiaj poczytamy? - pyta. Co stało się już rutyną. Do tej pory przeczytałam "Mademoiselle': jakiś stary numer „Esquire'a" z lat osiemdziesiątych, "Ms.” to pismo, które mgliście pamiętam z rozlicznych mieszkań mojej matki z czasów, kiedy byłam dorastającą dziewczyną, i „Reader's Digest" Komendant ma nawet książki. Przeczytałam u niego jakiegoś Chandlera, a teraz jestem w połowie Ciężkich czasów Dickensa. Czytam szybko, po łebkach, dosłownie pożeram tekst, żeby przełknąć jak najwięcej przed następnym, długim okresem głodu.”
Otwarte na interpretacje zakończenie książki zostawia czytelnika w zawieszenie i zmusza do przemyśleń.

czwartek, 9 listopada 2017

Glukhovsky Dmitry, Metro 2033


W świecie po konflikcie atomowym garstka ocalałych usiłuje ułożyć sobie życie w moskiewskim metrze. Korzystając z zasobów które przetrwały, próbują na miarę możliwości odtworzyć ideały przed kataklizmu. Jednym z elementów życia pozostaje książka „wędrująca ze skrzyni do skrzyni, z kieszeni do kieszeni, aby w końcu odnaleźć swego pana.” Te zbierane w pieczołowicie biblioteczki składają się w dużej mierze z bezużytecznej makulatury, traktowanej jednak jak świętość, jako „ostatnia pamiątka przepięknego świata, który pogrążył się w niebycie.”
W ostatnich słowach umierający człowiek przekazał Artemowi objawienie : „Księga... Bój się.... prawd ukrytych w starych... foliałach, gdzie słowa tłoczone są złotem, a papier... czarny jak heban... nie płonie” W poszukiwaniu znaczenia przesłania Artem odnajduje kastę kustoszy wiedzy, tych, którzy zbierają książki oraz miejsce zwane Wielką Biblioteką, którą bibliotekarze zbudowali dla jednej jedynej książki – starego foliału na stronicach którego spisana jest historia świata aż po jego kres – podczas gdy pozostałe 40 miliony służą jedynie jako przykrywka. Ale rozpoznać ją można tylko kartkując – ale jak to zrobić mając do dyspozycji tylko jeden dzień, kiedy matematycznie rzecz ujmując potrzeba na to 70 lat życia. Na dodatek biblioteka ta jest miejscem szczególnym, nie tylko poprzez zgromadzone w niej książki ale bardzo specyficzną architekturę, który sprawiał, że odwiedzający ją zapominali po co przyszli. Sam fakt ilości zgromadzonych tu książek skłaniał do przesuwania z czcią palcami po ich grzbietach. Niestety w Bibliotece poza książkami są również Bibliotekarze. Jednak nie typowi współcześni zawsze przychylnie nastawieni do czytelnika, ale wzorowane na Pratchetowskim Bibliotekarzu szare istoty których głównym celem jest obrona za wszelką cenę tego miejsca przed obcymi. Czy Artem uznany za wybrańca z przypowieści znajdzie księgę tak poszukiwaną przez wszystkich? Czy pozna jak zakończy się życie na ziemi? Zapraszamy do lektury powieści również miłośników gry komputerowej, która powstała na jej kanwie.


poniedziałek, 16 października 2017

Mark Greenside – Szaleństwa, gafy i trafy czyli jak uczę się żyć we Francji (nie jest łatwo)

Mark Greenside – Szaleństwa, gafy i trafy czyli jak uczę się żyć we Francji (nie jest łatwo)

Po książce Rok w Prowansji Petera Mayle i całej serii potyczek z francuskim życiem codziennym angielskiego pisarza Stephena Clarka tym razem pora na Amerykanina - Marka Greensida.
Po urlopie w Bretanii autor pod wpływem impulsu postanawia wynająć dom w Ploben. Pierwsze zderzenie kulturalne następuje już na lotnisku przy próbie znalezienia miejsca wynajmu samochodu. Ale to tylko pierwszy drobny problem, chociaż przemieszczanie się samochodem po Francji różni się od tego do czego autor przyzwyczaił się w Ameryce. A później jest coraz bardziej skomplikowanie. Różnice dotyczą jak się okazuje praktycznie wszystkich dziedzin życia – od kłopotów w banku po codzienne kontakty z najbliższymi sąsiadami.
Amerykanie i Francuzi różnią się wręcz niesamowicie. Nawet po sposobie chodzenia Francuz jest w stanie rozpoznać Amerykanina - « Zobacz, jak on idzie, zamaszyście i macha rękami. Nikt inny nie zawłaszcza tyle miejsca ». We Francji ludzie się skupiają – w Ameryce rozdzielają. Amerykanie chcą otwierać przestrzeń. Francuzi mają skłonność do jej zamykania – choćby poprzez zapełnianie domów masą bibelotów. « Amerykanie szukają prywatności, czegoś na uboczu, wyjątkowego, oferującego samotność, intymność. Francuzi uwielbiają jeździć tam gdzie wszyscy już byli i jadą znowu, chcą tego co mają inni »
Na pierwszej linii francuskiej obrony medycznej znajdują się apteki. „Tam idzie się po receptę i żeby naprawić wszelkie niedoskonałości ciała: głowy, skóry, włosów, paznokci i ust, a co najważniejsze - układu trawiennego, czyli by opanować to, co sunie w dół i co podchodzi do gardła lub wylatuje z człowieka albo właśnie nie chce wylecieć.” Problemy pojawiają się ze znalezieniem czegokolwiek w stale zmieniających miejsce położenia towarów na półkach sklepach po próby reklamacji pomyłkowo zakupionych towarów. Po jednej z udanych prób autor pisze “Kiedy wychodzę z pieniędzmi w dłoni, inni klienci poklepują mnie po plecach, wymachują swoimi paragonami, podkreślając zwycięstwo człowieka nad systemem. Francuzi uwielbiają, gdy zwycięża słabszy (chyba że oni są tym silniejszym) i nienawidzą systemu, wszystkich systemów, i to systematycznie: przez dziewięćdziesiąt osiem procent czasu przestrzegają zasad, przez pozostałe dwa przeistaczają się w Robespierre'ów. Ciekawy paradoks”
Co łatwo zrozumieć większość problemów autora wynikają z nieznajomości francuskiego, gdyż zamiast zamierzonej wypowiedzi osiąga coś innego. Klasycznym przykładem jest zdanie :J'aime beaucoup mon vie en France, które wbrew zamiarom autora bynajmniej nie znaczy Kocham swoje życie we Francji. Ach te homonimy. Jakże bardzo niebaczna zmiana rodzaju z ma vie na mon vie może wpłynąć na znaczenie.

Największa różnica kulturalna między Ameryka i Francją dotyczy dziedziny kuchni. Problemem nie jest tylko inny rodzaj potraw ale nabożne wręcz podejście Francuzów do banalnego według Amerykanów napełniania brzucha.
Madame zagłębia w misce gołą rękę, wyciąga pełną dłoń te pomarańczowo-różowego czegoś i całą kupę zwala na mój talerz - Langoustines.
Właśnie tym bawiła się dziewczynka w Leclercu. Poprzysięgłem sobie tego unikać. Patrzę na stos przede mną: bąblowate korpusiki, zwisające po bokach wypustki, wąsy, czułki, malutkie pomarańczowe jajeczka i ogromne, świecące, wybałuszone czarne oczyska gapiące się wprost na mnie. Siedzę tam z rękami na kolanach, odwzajemniam spojrzenie ...
Dobra wiadomość: stworzenia się nie ruszają. Jeszcze lepsza: ja też ani drgnę. Nie ma mowy, żebym ich dotknął, a co dopiero zjadł. Potem patrzę z przerażeniem, jak Daniel odrywa głowę jednej z ofiar i z rozkoszą wypisaną na twarzy wysysa skorupkę. Bierze narzędzie dentystyczne i wydrapuje środek, jakby zdejmował kamień nazębny. Wszyscy są uszczęśliwieni - z wyjątkiem mnie. Monsieur podsuwa mi chleb. Odkrawam kawałek, smaruję masłem, pewien, że tego nie mogę schrzanić. Chrupiące bagietki i pyszne, kremowe masło - zupa Campbella się do tego nie umywa, to jest mmm ... mmm ... - pyszne. Żuję pieczywo i obserwuję, jak Madame, Monsieur i Daniel robią demolkę wśród stert żyjątek na swoich talerzach i ciągle dobierają z miski - więcej i więcej. Madame sięga przez stół po mój talerz. Hurrra! - myślę, kiedy widzę, jak urywa głowy kilkunastu osobnikom, zgniata ich ciała kciukiem i palcem wskazującym, obdziera ze skorupki, żeby wydobyć mięsko. Tkwię w uniesieniu, dopóki ... nie stawia talerza na powrót przede mną. Jej spojrzenie mówi: "To wszystko dla ciebie!".
Daniel i Monsieur zastygają, przestają jeść i patrzą. Mam na talerzu małe kawałki białego mięsa przypominające mózg albo guzy, albo jeszcze coś gorszego. Nabijam na widelec najmniejszy kawałek, zanurzam w domowej roboty majonezie, nadgryzam, gryzę, żuję, połykam. Majonez jest pyszny. Nadziewam drugi kawałek i maczam w majonezie. Smakuje jak homar, krab i krewetka razem wzięte. Sięgam po kolejny, i kolejny, i kolejny, i wymiatam talerz do czysta. Po langustynkach przychodzi kolej na lotte, żabnicę, sprężystą białą rybę przypominającą halibuta. Zjadam do ostatniego kawałeczka. Mamy wszyscy szczęście, że nigdy nie słyszałem o żabnicy ani jej nie widziałem, bo kiedy w końcu ją zobaczyłem, okazała się najbrzydszą rybą na świecie: sama głowa, bez tułowia, czyli zjadłem policzki. Rybie policzki! Rany boskie! Co będzie dalej?”

Książka jest dla Polaka tym bardziej wartościowa poznawczo, że zestawia aż dwie inne dla nas kultury, pozwalając nam je zrozumieć. Z tej konfrontacji wyłania się bowiem ciekawy obraz ukazujący całe spektrum uczuć i codziennych zachowań ludzkich z którymi przecież tez możemy się spotkać i opis których może nam pomoże w naszych wojażach zagranicznych, ułatwiając codzienne kontakty. Socjologia w praktyce jest dziedziną która pozwala nam równie dużo dowiedzieć się o nas samych.

Wszystkim, którzy zasmakują w opowieści o zmaganiach obcokrajowców z « piękną Francyją » polecam również „Anglika na wsi. Życie w zapadłej dziurze we Francji” Michaela Sadlera

czwartek, 16 marca 2017

O książkach wyjątkowych i niezwykłych
Zawsze wyobrażałem sobie Raj pod postacią biblioteki” – twierdził Jorge Luis Borges. Powiedzmy to trochę inaczej: nie ma Raju bez książek. Pośród mnóstwa rozrywek, przyjemności, którym się oddajemy, a nawet pośród wszystkich wytworów kultury książka zajmuje pozycję wyjątkową. Chińskie przysłowie nazywa książkę ogrodem noszonym w kieszeni. Każdy ogród jest inny: niektóre zachwycają estetycznym uporządkowaniem, inne - na pozór chaotyczne - kryją tajemne zakątki; po jednych przechadzamy się bez głębszych refleksji, a po drugich spacer dostarcza niezapomnianych wrażeń. Każda książka jest inna. Pomiędzy okładkami kryją się historie urzekające lub zwyczajnie dla nas nudne. Każdy człowiek jest inny, więc poszukuje odmiennej lektury. Ale każdy „Homo ludens z książką jest wolny – pisała Wisława Szymborska. – Sam sobie ustanawia reguły gry, posłuszny własnej tylko ciekawości. Pozwala sobie na czytanie zarówno książek mądrych, z których się czegoś dowie, jak i głupich, bo i one o czymś informują. Wolno mu (…) książki nie doczytać do końca (…). Wolno mu zachichotać w miejscu nieprzewidzianym albo nagła zatrzymać się przy słowach, które zapamięta na całe życie. Wolno mu wreszcie – czego inna zabawa oferować nie może – posłuchać, o czym rozprawia Montaigne, albo dać nura w mezozoik.”
Bo książki zabierają nas w swoistą podróż: do krain rzeczywistych i mitycznych, w odlegle epoki i w przyszłość; pozwalają wniknąć w umysły filozofów i naukowców; poznawać sztukę i cieszyć się urokiem poezji; a chyba najbardziej lubimy te, w których wędrujemy przez życie z ich bohaterami i przeżywamy wspólnie z nimi takie same uczucia. Powieść, reportaż, fantasy, biografia, i esej dla koneserów, bywalców bibliotek… Dramat, poezja i proza… Gatunków jest tak wiele. Lecz nie ma książek niepotrzebnych, zdarzają się zapomniane, które czekają na swoich odkrywców. Daniel, bohater powieści Carlosa Ruiza Zafona „Cień wiatru” trafia do miejsca zwanego Cmentarzem Zapomnianych Książek i tam odnajduje powieść nieznanego szerzej autora, która odmienia całe jego życie. „ Nigdy żadna historia tak mnie nie oczarowała i nie porwała jak historia opowiedziana w tej książce (…). Do tej pory lektury były wyłącznie obowiązkiem, czymś w rodzaju trybutu, który należało płacić nauczycielom i wychowawcom, bez zastanawiania się z resztą z jakiego tytułu. Przyjemność czytania, przekraczania tych drzwi, jakie otwierają ci się w duszy, całkowitego poddania się wyobraźni, pięknu i tajemnicy fikcji i języka, wszystko to było dotąd mi nieznane i obce. A zaistniało dla mnie razem z tą powieścią.” – mówiła przyjaciółka Daniela. Czy Ty, młody Czytelniku odnalazłeś już swoją wyjątkową książkę? Przyjdź do biblioteki…