poniedziałek, 16 października 2017

Mark Greenside – Szaleństwa, gafy i trafy czyli jak uczę się żyć we Francji (nie jest łatwo)

Mark Greenside – Szaleństwa, gafy i trafy czyli jak uczę się żyć we Francji (nie jest łatwo)

Po książce Rok w Prowansji Petera Mayle i całej serii potyczek z francuskim życiem codziennym angielskiego pisarza Stephena Clarka tym razem pora na Amerykanina - Marka Greensida.
Po urlopie w Bretanii autor pod wpływem impulsu postanawia wynająć dom w Ploben. Pierwsze zderzenie kulturalne następuje już na lotnisku przy próbie znalezienia miejsca wynajmu samochodu. Ale to tylko pierwszy drobny problem, chociaż przemieszczanie się samochodem po Francji różni się od tego do czego autor przyzwyczaił się w Ameryce. A później jest coraz bardziej skomplikowanie. Różnice dotyczą jak się okazuje praktycznie wszystkich dziedzin życia – od kłopotów w banku po codzienne kontakty z najbliższymi sąsiadami.
Amerykanie i Francuzi różnią się wręcz niesamowicie. Nawet po sposobie chodzenia Francuz jest w stanie rozpoznać Amerykanina - « Zobacz, jak on idzie, zamaszyście i macha rękami. Nikt inny nie zawłaszcza tyle miejsca ». We Francji ludzie się skupiają – w Ameryce rozdzielają. Amerykanie chcą otwierać przestrzeń. Francuzi mają skłonność do jej zamykania – choćby poprzez zapełnianie domów masą bibelotów. « Amerykanie szukają prywatności, czegoś na uboczu, wyjątkowego, oferującego samotność, intymność. Francuzi uwielbiają jeździć tam gdzie wszyscy już byli i jadą znowu, chcą tego co mają inni »
Na pierwszej linii francuskiej obrony medycznej znajdują się apteki. „Tam idzie się po receptę i żeby naprawić wszelkie niedoskonałości ciała: głowy, skóry, włosów, paznokci i ust, a co najważniejsze - układu trawiennego, czyli by opanować to, co sunie w dół i co podchodzi do gardła lub wylatuje z człowieka albo właśnie nie chce wylecieć.” Problemy pojawiają się ze znalezieniem czegokolwiek w stale zmieniających miejsce położenia towarów na półkach sklepach po próby reklamacji pomyłkowo zakupionych towarów. Po jednej z udanych prób autor pisze “Kiedy wychodzę z pieniędzmi w dłoni, inni klienci poklepują mnie po plecach, wymachują swoimi paragonami, podkreślając zwycięstwo człowieka nad systemem. Francuzi uwielbiają, gdy zwycięża słabszy (chyba że oni są tym silniejszym) i nienawidzą systemu, wszystkich systemów, i to systematycznie: przez dziewięćdziesiąt osiem procent czasu przestrzegają zasad, przez pozostałe dwa przeistaczają się w Robespierre'ów. Ciekawy paradoks”
Co łatwo zrozumieć większość problemów autora wynikają z nieznajomości francuskiego, gdyż zamiast zamierzonej wypowiedzi osiąga coś innego. Klasycznym przykładem jest zdanie :J'aime beaucoup mon vie en France, które wbrew zamiarom autora bynajmniej nie znaczy Kocham swoje życie we Francji. Ach te homonimy. Jakże bardzo niebaczna zmiana rodzaju z ma vie na mon vie może wpłynąć na znaczenie.

Największa różnica kulturalna między Ameryka i Francją dotyczy dziedziny kuchni. Problemem nie jest tylko inny rodzaj potraw ale nabożne wręcz podejście Francuzów do banalnego według Amerykanów napełniania brzucha.
Madame zagłębia w misce gołą rękę, wyciąga pełną dłoń te pomarańczowo-różowego czegoś i całą kupę zwala na mój talerz - Langoustines.
Właśnie tym bawiła się dziewczynka w Leclercu. Poprzysięgłem sobie tego unikać. Patrzę na stos przede mną: bąblowate korpusiki, zwisające po bokach wypustki, wąsy, czułki, malutkie pomarańczowe jajeczka i ogromne, świecące, wybałuszone czarne oczyska gapiące się wprost na mnie. Siedzę tam z rękami na kolanach, odwzajemniam spojrzenie ...
Dobra wiadomość: stworzenia się nie ruszają. Jeszcze lepsza: ja też ani drgnę. Nie ma mowy, żebym ich dotknął, a co dopiero zjadł. Potem patrzę z przerażeniem, jak Daniel odrywa głowę jednej z ofiar i z rozkoszą wypisaną na twarzy wysysa skorupkę. Bierze narzędzie dentystyczne i wydrapuje środek, jakby zdejmował kamień nazębny. Wszyscy są uszczęśliwieni - z wyjątkiem mnie. Monsieur podsuwa mi chleb. Odkrawam kawałek, smaruję masłem, pewien, że tego nie mogę schrzanić. Chrupiące bagietki i pyszne, kremowe masło - zupa Campbella się do tego nie umywa, to jest mmm ... mmm ... - pyszne. Żuję pieczywo i obserwuję, jak Madame, Monsieur i Daniel robią demolkę wśród stert żyjątek na swoich talerzach i ciągle dobierają z miski - więcej i więcej. Madame sięga przez stół po mój talerz. Hurrra! - myślę, kiedy widzę, jak urywa głowy kilkunastu osobnikom, zgniata ich ciała kciukiem i palcem wskazującym, obdziera ze skorupki, żeby wydobyć mięsko. Tkwię w uniesieniu, dopóki ... nie stawia talerza na powrót przede mną. Jej spojrzenie mówi: "To wszystko dla ciebie!".
Daniel i Monsieur zastygają, przestają jeść i patrzą. Mam na talerzu małe kawałki białego mięsa przypominające mózg albo guzy, albo jeszcze coś gorszego. Nabijam na widelec najmniejszy kawałek, zanurzam w domowej roboty majonezie, nadgryzam, gryzę, żuję, połykam. Majonez jest pyszny. Nadziewam drugi kawałek i maczam w majonezie. Smakuje jak homar, krab i krewetka razem wzięte. Sięgam po kolejny, i kolejny, i kolejny, i wymiatam talerz do czysta. Po langustynkach przychodzi kolej na lotte, żabnicę, sprężystą białą rybę przypominającą halibuta. Zjadam do ostatniego kawałeczka. Mamy wszyscy szczęście, że nigdy nie słyszałem o żabnicy ani jej nie widziałem, bo kiedy w końcu ją zobaczyłem, okazała się najbrzydszą rybą na świecie: sama głowa, bez tułowia, czyli zjadłem policzki. Rybie policzki! Rany boskie! Co będzie dalej?”

Książka jest dla Polaka tym bardziej wartościowa poznawczo, że zestawia aż dwie inne dla nas kultury, pozwalając nam je zrozumieć. Z tej konfrontacji wyłania się bowiem ciekawy obraz ukazujący całe spektrum uczuć i codziennych zachowań ludzkich z którymi przecież tez możemy się spotkać i opis których może nam pomoże w naszych wojażach zagranicznych, ułatwiając codzienne kontakty. Socjologia w praktyce jest dziedziną która pozwala nam równie dużo dowiedzieć się o nas samych.

Wszystkim, którzy zasmakują w opowieści o zmaganiach obcokrajowców z « piękną Francyją » polecam również „Anglika na wsi. Życie w zapadłej dziurze we Francji” Michaela Sadlera

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz